Nie, nie chodzi o wydarzenia na Wall Street, ale jest równie ciekawie i dramatycznie. Gdyby latem ktokolwiek postawił u bukmacherów, że Juvenia Kraków będzie po pięciu kolejkach rundy jesiennej liderem ekstraklasy rugby, byłby dziś bogatym człowiekiem.
A Juvenia prowadzi, pierwszy raz w historii klubu, oczywiście dzięki świetnej grze (w niedzielę pokonała 30:5 Pogoń Siedlce), a także dzięki akademikom z Bielan. Warszawiacy wygrali bowiem z Lechią Gdańsk 17:13 (6:6), która do tej pory była liderem tabeli. Krakowianie pozostali tym samym jedyną tej jesieni drużyną, która ma na koncie ledwie jedną porażkę (z Lechią 9:44).
Z drugiej strony, czy w tym sezonie można jeszcze powiedzieć, że jakiś wynik to niespodzianka, jeśli co kolejkę padają rezultaty, które wywracają tabelę do góry nogami. Dość wspomnieć, że tylko w tę niedzielę Budowlani Łódź znów przegrali u siebie (13:34, tym razem z Arką Gdynia), a WMPD-PUDiZ Olsztyn pokonał 29:26 rewelacyjnie dotąd spisującą się Posnanię.
Akademicy z Bielan, którzy bronią tytułu mistrza Polski, przystępowali do meczu po dwóch porażkach, z Posnanią i Juvenią. Lechia też miała coś do udowodnienia, bo w poprzedniej kolejce uległa u siebie Budowlanym Łódź – 3:23.
Do Warszawy przyjechała jako faworyt, zwłaszcza w obliczu kłopotów kadrowych AZS.
Kontuzje, sprawy osobiste, wreszcie zakończenie kariery przez kilku zawodników spowodowały, że trener Zdzisław Szczybelski miał do dyspozycji ledwie 18 zawodników, w tym ani jednego rezerwowego, który mógłby zagrać w I linii młyna! Tym bardziej więc graczom AZS należy się szacunek, bo Lechia to w tym sezonie zespół z największą liczbą gwiazd w składzie i najszerszą ławką rezerwowych.
Trzeba też jednak przyznać, że warszawscy rugbiści mieli sporo szczęścia. Po pierwszej połowie, w której zupełnie zdominowali Lechię, w drugiej do głosu doszli goście. Zwłaszcza akcje ich ataku mogły się podobać. Na szczęście dla gospodarzy lechici popełnili zbyt wiele błędów, szczególnie pod własnym polem punktowym. Jeden z nich AZS potrafił wykorzystać.
Po akcji niemal całej drużyny wyróżniający się wczoraj Jan Cal zdobył dla gospodarzy przyłożenie. To był kluczowy moment meczu. AZS odskoczył na 14:6 i choć później Lechia zmniejszyła dystans (14:13), akademicy zdołali obronić wynik. Dwa karne Rafała Janeczki dały AZS zwycięstwo 17:14 i powrót do gry o tytuł mistrza Polski. Porażka wykluczyłaby ich z tej rywalizacji.