Puchar Świata w Rugby 7 w Dubaju to był fantastyczny turniej. Niczego w nim nie brakowało: były sensacje, ogromne emocje, rozstrzygnięcia w doliczonym czasie gry, gesty fair play i łobuzerskie zagrywki, krew, pot i łzy. Jednym słowem jak w hollywoodzkim scenariuszu, który wydaje się zbyt wydumany, by był prawdziwy. Jeśli teraz Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie zdecyduje się na włączenie rugby sevens do programu olimpijskiego, to będzie oczywisty dowód, że nie liczy się dla jego członków sport, tylko jakieś zakulisowe rozgrywki.
W siódemkach się zakochałem. I jeśli ktoś obejrzałby choć parę meczów z fazy finałowej zakończonego w sobotę w Dubaju Pucharu Świata, musiałby podzielić ze mną to uczucie, chyba że jest nieczuły na sportową pasję i zwycięstwo ducha nad materią. Bo rugby sevens to sport ekstremalny. W ciągu kilku sekund trzeba zatrzymać rozpędzonego stukilowego przeciwnika, by chwilę potem przejąć piłkę i popędzić 60 metrów, tak szybko jak sprinterzy w niedzielnym finale halowych mistrzostw Europy. Jednym zdaniem, w siódemkach trzeba mieć siłę niedźwiedzia, szybkość i wytrwałość gazeli oraz siłę woli, która każe zdobyć się na jeszcze jeden wysiłek po przekroczeniu granicy całkowitego wyczerpania. Choć mecz trwa tylko 14 minut, to jego szalone tempo powoduje, że mięśnie palą ogniem, a płucom ciężko złapać kolejny oddech. A co, gdy takich meczów trzeba rozegrać trzy w ciągu dnia?
Puchar Świata wśród mężczyzn zdobyła Walia. Czyli sensacja, bo choć Walijczycy rugbowym narodem są, to w siódemkach nigdy wcześniej ważnego turnieju nie wygrali (co sezon takich turniejów odbywa się osiem w ramach tzw. Sevens World Series). Bukmacherzy ich szanse oceniali na 80:1. Niespodzianek było więcej. Komplet czterech najwyżej rozstawionych zespołów zakończył rywalizację w ćwierćfinale. Nowa Zelandia (mistrz 2001) przegrała z Walią 14:15, Anglia (mistrz 1993) uległa Samoa po dogrywce 26:31, Republika Południowej Afryki (wicemistrz 1997) została pokonana przez Argentynę 10:12, choć do przerwy prowadziła 10:0, i w końcu Fidżi (mistrz 1997 i 2005) nie dało rady Kenii. Właśnie Kenijczycy to największa sensacja i dowód na rozwój rugby sevens; że nawet w kraju bez tradycji w tej dyscyplinie sportu, bazując na naturalnych zdolnościach rozwiniętych treningiem, można zbudować drużynę na medal mistrzostw świata. Zresztą oglądanie smukłych, zwrotnych, niezwykle szybkich i sprytnie grających Kenijczyków było prawdziwą przyjemnością.
Wśród kobiet triumfowały „stare” potęgi – Australia przed Nową Zelandią, ale i tu nie zabrakło sensacji, gdy w ćwierćfinale odpadły Angielki, które wygrały sześć ostatnich turniejów.
Sukcesy Kenii, Walii, Samoa czy Argentyny dowodzą, jak szeroka jest światowa czołówka w tym sporcie, to też argument, by siódemki znalazły się w programie igrzysk. W eliminacjach Pucharu Świata w Dubaju wzięło udział więcej reprezentacji, niż walczy o udział w mistrzostwach świata w piłce ręcznej czy siatkówce, które od dziesięcioleci są w programie olimpijskim.
Decyzja MKOl o poszerzeniu olimpijskiego programu w październiku. Obok siódemek o „awans” starają się: karate, sporty wrotkarskie, baseball, softball, golf i squash.
Michał Kiedrowski