W meczu 12. kolejki Ekstraligi rugby, niepokonana dotąd Juvenia Kraków sensacyjnie przegrała na wyjeździe z Arką Gdynia. Gospodarze po pierwszej połowie prowadzili 22:0 i choć Smoki w drugiej odsłonie grały jak natchnione, nie zdołały odmienić losów meczu i Buldogi triumfowały 34:26. W meczu nie brakowało kontrowersji związanych z decyzjami sędziowskimi, jednak Smoki mogą mieć pretensje przede wszystkim do siebie za słabą postawę w pierwszej części meczu.
Pierwsza część spotkania w Gdyni zdecydowanie nie ułożyła się po myśli krakowian. Już w 2. minucie, gdynianie związali maul autowy. Krakowianie odskoczyli, by wymusić blok, ale była to zła decyzja, bo z piłką na pole punktowe przedarł się Kewin Bracik. W kolejnych 20 minutach przewaga terytorialna była po stronie Juvenii, ale obrona gospodarzy stała twardo i każdy atak rozbijał się o mur defensywy. Co więcej Arka wykorzystała rzut karny, a po żółtej kartce dla Marcina Morusa, grając w przewadze posłała na pole punktowe Gabriela Sipapate. Dawid Banaszek podwyższył i było już 15:0.
Wydawało się, że Juvenia wróci do gry, bo Oderich Mouton zdobył pierwsze przyłożenie, ale po interwencji sędziego bocznego nie zostało ono uznane. Chwilę później, gdy Sandro Papunashvili wyprowadził cios na głowę Michała Jurczyńskiego, sędzia główny, po konsultacji z bocznymi ukarał kartką Jurczyńskiego i nieobecnego przy zajściu Zvikomborero Chirume. Jakby tego było mało, w końcówce pierwszej połowy Kewin Bracik wpadł na pole punktowe i choć został wcześniej wyraźnie wypchnięty w aut, punkty zostały uznane i Arka prowadziła do przerwy 22:0.
Drugą połowę Smoki rozpoczęły od bardzo mocnego uderzenia. Nie minęło 30 sekund, a na polu punktowym zameldował się Oderich Mouton, a Riaan van Zyl podwyższył spod samej linii bocznej. Banaszek odpowiedział celnym kopem z podstawki, ale po maulu autowym znów drogę na pole punktowe znalazł Mouton. Potężny wiązacz, położył i trzeci raz, a gdy za linię końcową wpadł również Chemigan Beukes, zrobiło się 28:26. Przy tym ostatnim przyłożeniu, pomiędzy słupy z podwyższenia nie trafił Riaan van Zyl – po raz pierwszy w całym spotkaniu.
Trafił za to po kolejnym karnym Banaszek i zrobiło się nerwowo. Różnica pomiędzy zespołami wynosiła pięć punktów. Juvenia próbowała naciskać, ale po prostych błędach oddawała piłkę rywalom. Co więcej w końcówce Arka otrzymała rzut karny, który znów na punkty zamienił Banaszek. To oznaczało, że odebrał krakowianom defensywny punkt bonusowy, dając swojemu zespołowi zwycięstwo 34:26.
– Nie da się w 20 minut wygrać meczu, w dodatku z pasywną, leniwą obroną w pierwszej połowie – powiedział po meczu trener Konrad Jarosz. – Będąc trzy razy przed polem punktowym w pierwszej połowie, nie zdobyliśmy ani jednego przyłożenia. Jestem też trochę zawiedziony postawą pierwszej linii młyna w młynach zwartych. Przed przerwą też popełniłem błąd, bo wierzyłem, że będziemy wygrywać auty i młyny, a gdybyśmy kopali na słupy zdobylibyśmy przynajmniej sześć punktów. Mam nadzieję, że ta przegrana obudzi drużynę. Lider musi być pewny siebie, ale tę pewność trzeba udowodnić na boisku, a my zagraliśmy 20 minut w drugiej połowie – podsumował szkoleniowiec.
Krakowianie po tej niespodziewanej przegranej pozostają liderem, ale o utrzymanie tej pozycji będą musieli powalczyć za tydzień z Pogonią Siedlce. Mecz odbędzie się w Krakowie, w sobotę 30 marca o 14:00. Siedlczanie dysponują obecnie silnym, szerokim składem, więc szykuje się bardzo zacięty pojedynek. Będzie to szansa dla Smoków, by udowodnić swoją moc i pozostać na czele tabeli.
Arka Gdynia – Juvenia Kraków 34:26 (22:0)
Arka: Dawid Banaszek 19, Kevin Bracik 10, Gabriel Sipapate 5,
Juvenia: Oderich Mouton 15, Riaan van Zyl 6, Chemigan Beukes 5
Żółte kartki: Marcin Morus, Michał Jurczyński (Juvenia), Zvikomborero Chirume (Arka)