Zapraszamy do przeczytania rozmowy z Andrzejem Kozakiem, byłym już trenerem Juvenii Kraków, opublikowanej w Gazecie Wyborczej.
Artur Gac: Odszedł Pan z powodu problemów finansowych. Nie jest jednak tajemnicą, że ważne były także kwestie sportowe. Podobno irytowała Pana niska frekwencja na treningach i mniejsze zaangażowanie w meczach.
– Sprawy sportowe były powiązane z rodzinnymi. Moja rozłąka z najbliższymi trwała od czterech lat i stawała się coraz bardziej uciążliwa. Bolało mnie, że zostawiałem dziecko w Lublinie, przyjeżdżałem do Krakowa, a tutaj… Były treningi, które musiałem robić na siłę, bo przychodziło raptem ośmiu zawodników. Tak właśnie rodzą się wątpliwości.
„Dajcie mi trzy lata, a zrobię dobry zespół” – powiedział Pan w czerwcu 2006 roku, gdy przychodził do Krakowa.
– I udało się [w poprzednim sezonie Juvenia zdobyła brązowy medal mistrzostw Polski – przyp. red.], dlatego pracę w Krakowie będę wspominał z wypiekami na twarzy. Osiągnęliśmy sukces, mimo że już w zeszłym roku kryzys dał o sobie znać. Gdyby nie problemy, to nadal gralibyśmy o medal. Sytuacja sportowa nie jest tragiczna, bo nawet ze słabszym zaangażowaniem zespół ociera się o fazę play-off. Zawodnicy nie dają jednak z siebie wszystkiego, ale mają takie umiejętności, że są w stanie grać skutecznie.
Co Pan zapamięta z pracy pod Wawelem?
– Przede wszystkim zdobycie medalu. Poza tym proces powstawania drużyny i drogę do sukcesu. Nie zapomnę też czasu, gdy chłopaki ciężko pracowali. Ludzi w różnym wieku połączył cel, który wspólnymi siłami udało się zrealizować. Fantastyczne było też to, że w drużynie są sympatycy Wisły i Cracovii, a potrafili zostać kolegami. Z kolei ja przyszedłem z zewnątrz, co nie przeszkodziło obdarzyć się zaufaniem. Minusy? Nie będę pamiętał, że klub zalegał mi z pensjami. To zostawię z boku.
Pana następcę trzeba znaleźć w drużynie. Konrad Jarosz, były kapitan zespołu i reprezentant Polski, to dobry kandydat?
– Zdecydowanie, a najlepiej w duecie z Grzegorzem Falkiem. Kiepska kondycja finansowa zmusza do takiej decyzji, ale może wykreować ich w nowej roli. Jarosz i Falk to koledzy, którzy często mają odmienne zdanie o rugby, ale potrafią znaleźć kompromis. Do tego cieszą się autorytetem.
Jeśli poprawi się sytuacja finansowa i sportowa Juvenii, to jest szansa na Pana powrót?
– Na dziś to wykluczone. Niedawno uruchomiłem kontakty, by dostać pracę w Lublinie, więc nie mogę być niepoważnym facetem. Poza tym praca biurowa nie pozwoli mi w pełni oddać się rugby, choć zostanę asystentem Krzysztofa Folca w kadrze młodzieżowej. Juvenii oferuję pomoc, lecz naraz czterech srok za ogon nie złapię.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków