Mateusz Ingarden woli biegać za jajowatą piłką, bo daje upust emocjom. Na co dzień jest studentem dwóch krakowskich uczelni i trenerem narciarstwa z patentem żeglarskim w ręku. Jesienią wyrusza w podróż życia. – Trochę się jej boję – przyznaje.
23-letni gracz wykracza poza stereotyp rugbisty. Erudycji pozazdrościć mogłaby mu niejedna osoba skupiająca się wyłącznie na karierze naukowej. Również sportowo wykracza poza przyjęty wzorzec. – U graczy III linii młyna istotną rolę odgrywa masa. Gdyby nie słabsze warunki fizyczne Mateusza, jak na tę pozycję [182 cm, 91 kg – przyp. red.], byłby w orbicie zainteresowań trenera kadry – podkreśla Andrzej Kozak, szkoleniowiec Juvenii.
Ingarden: – Naprawdę trener tak powiedział? Jest mi tym milej, że nigdy wprost tego nie usłyszałem.
Kozak nie ma problemów z charakterystyką swojego podopiecznego. – To koleżeński i sympatyczny chłopak ze sporym dystansem do siebie. Mimo słynnego nazwiska, nie jest przemądrzały ani nie filozofuje – śmieje się trener.
Pradziadka Romana, którego nazwisko nosi jedna z głównych arterii Krakowa, nie miał prawa poznać. Urodził się 16 lat po jego śmierci. To jednak nie przeszkadza mu opowiadać o wielkim przodku, którego poznał z rodzinnych opowieści oraz z lektury jego dzieła. – W całości przeczytałem „Książeczkę o człowieku”. Mimo że ten tomik uchodzi za najprostszy i najcieńszy, to przez wiele stron ciężko było przebrnąć – przyznaje rugbista Juvenii.
Ubolewa, że nie poznał osobiście Jana Pawła II, który gościł z jego pradziadkiem w Poroninie. Obok wynajmowanej chatki filozof zaprojektował domek, który powstał dopiero po jego śmierci. – Dziadek przyjaźnił się także z ks. Józefem Tischnerem. Cała trójka uwielbiała góry i często zjeżdżali się pod Tatry. Papież gościł później w wykończonym domku u dziadka Janusza – opowiada prawnuk.
Krakowski rugbista zapewnia, że nie wykorzystuje sławnego nazwiska w codziennych sytuacjach. – Na socjologii każdy profesor o nie pyta, ale takie postępowanie byłoby nieuczciwe. Sam jestem kowalem własnego losu i nie chcę bazować na dorobku mojego pradziadka – zapewnia.
Przed młodym Ingardenem i jego partnerką nowe wyzwanie, które nazwał „podróżą marzeń” (prowadzą blog: www.podrozmarzen.net). 11-miesięczna wyprawa od Australii, przez Nową Zelandię aż po Amerykę Południową, oznacza, że Juvenia będzie musiała radzić sobie bez podstawowego zawodnika. – Zainspirował nas m.in. Kajetan Cyganik [menedżer i rugbista Juvenii – przyp. red.], który już przemierzył kawał świata. Koszt? Zakładamy, że 25 tys. zł na osobę wystarczy – podkreśla rugbista.
Pieniądze pochodzą z wakacyjnych prac w Irlandii, a pozyskani patroni medialni zamieszczą artykuły z wyprawy. – Będziemy pisać sprawozdania, ale liczymy jeszcze na sponsorów. Właśnie czekam na odpowiedzi – przyznaje Ingarden.
Reprezentant Polski „siódemek” dodaje, że wylot 27 października do Sydney, skąd rozpocznie wyprawę, to największe ryzyko, jakie dotychczas podjął. – Bliżej mi do raptusa, niż flegmatyka, lecz decyzja jest przemyślana. Ta podróż jest spełnieniem moich dziecięcych marzeń, ale do Juvenii na pewno wrócę – kończy Ingarden.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków