Po 15 poważnych kontuzjach i operacjach, zgodnie z buddyjską filozofią wyzwolenia się od cierpienia, na południu Francji odrodził się Jonny Wilkinson, rugbista wszech czasów. Czy fenomenalny 30-latek dotrwa bezboleśnie do Pucharu Świata w 2011 roku?
Rugbowi heretycy ogłosili już zmierzch angielskiego króla, koronowali nawet kolejną głowę, 22-letniego młokosa z Londynu Danny’ego Ciprianiego, który za Wilkinsonem nie godzien jest nawet butów nosić, ale za to znakomicie sprzedaje się w brukowych mediach jako chłopak przerzucający przez łóżko coraz to nowe „znane z tego, że są znane” piękności. Ci, którzy od internetowych rankingów popularności wyżej cenią sportowy kunszt występujących na odpowiedzialnej pozycji reżysera gry, Ciprianiego mają w nosie. Dla nich bogiem wciąż jest „Wilko”.
Wydarzenie roku w rugby: powrót Jonny Wilkinsona!
Wilkinson jest tym, kim David Beckham dla fanów futbolu. To on w 2003 roku dał Anglii pierwszy w historii tytuł mistrza świata – po drop golu, kopie na bramkę po odbiciu się piłki od ziemi – najbardziej efektownym i najbardziej precyzyjnym elemencie w rugby. Wilkinson, najlepiej punktujący zawodnik w historii Anglii, zrobił to pod koniec dogrywki finału z Australią.
Kłopot w tym, że można go oglądać w akcji niezwykle rzadko. Od reprezentacyjnego debiutu w 1998 roku częściej był kontuzjowany niż zdrowy. Po wspaniałym finale Pucharu Świata w Sydney koncern Adidas uczynił z tego nawet motyw kampanii reklamowej, w której rysowana prostą kreską postać Jonny’ego ma osiem odnośników do kontuzjowanych części ciała. Dziewiąta strzałka z napisem „Never lost heart” prowadzi do serca.
Angielskie gazety za każdym razem podkreślają niesamowity charakter Wilkinsona. Tytuły „Serce większe od ciała” nie są wcale przesadą, jeśli spojrzy się na mierzącego niespełna 180 cm blondynka powalającego na ziemię rozpędzonych 120-kilogramowych zwierzaków. Właśnie dlatego, że Wilkinson nie umie kalkulować i każdy element gry wykonuje na maksa, jego ciało „wysiada”.
Adidas, podpisując kontrakt z Wilkinsonem, liczył, że nie będzie dorysowywać kolejnych kresek symbolizujących poważne kontuzji. Przeliczył się – od 2003 roku do dziś kapitanowi angielskiej reprezentacji przybyło siedem kolejnych urazów. W sumie na leczeniu i rehabilitacjach po operacjach Wilkinson spędził sześć lat!
W październiku, po 18-miesięcznej tym razem przerwie, wrócił do kadry na mecz z Australią. Był najlepszy na boisku i nie doznał kontuzji, choć bukmacherzy najmniej płacili właśnie za to, że opuści boisko z urazem jeszcze przed końcowym gwizdkiem.
30-letniego dziś Anglika kochają na Wyspach także za to, że wobec wszystkich, z którymi pracuje, jest niesamowicie lojalny. Nie podkupili go amerykańscy menedżerowie z NFL ani ligowi krezusi z Londynu, którzy kusili obietnicami spełnienia praktycznie każdego życzenia. Po 12 latach w Newcastle Falcons Wilkinson, prosząc o wybaczenie, przeniósł się latem do Tulonu. I na pewno nie zrobił tego dla kasy, bo 700 tys. euro za dwa sezony gry w zespole beniaminka z południa Francji to pikuś wobec proponowanych mu milionów.
– Dlaczego odszedłem z Newcastle? Dobrą grą zawsze chciałem odpłacić kibicom i klubowi za wsparcie. Ale im mocniej się starałem, tym bardziej oddalałem się od celu, bo przychodziły kolejne kontuzje. Potrzebowałem oddechu, czegoś zupełnie nowego, chciałem otworzyć nowy rozdział w życiu. Francja wydała mi się do tego odpowiednim miejscem – tłumaczył Wilkinson i zrobił to tak przekonywająco, że urządzono mu pożegnanie w królewskim stylu.
Odkąd zdobył Puchar Świata, uciekał jak mógł od świata gwiazd sportu. Choć angielskie brukowce co rusz napominały o jego zażyłości z Beckhamem, rugbista unikał pokazów mody, ekstrawaganckich klubów nocnych i innych miejsc, gdzie pokazują się sportowi celebryci. Koledzy z reprezentacji twierdzą, że na ich lidera wpłynęła buddyjska filozofia wyzwolenia się od cierpienia, której Wilkinson oddał się bez reszty.
– Uczę się każdego dnia i staram się zapomnieć o tym, co było złego. Być może wiele przegapiłem, koncentrując się na przeszłości, ponieważ nie dostrzegałem tego wszystkiego, co było na wyciągnięcie ręki – tłumaczył niedawno w telewizyjnym magazynie Total Rugby. Francuzi podejrzewali, że Wilkinson z nich kpi, kiedy na pytania o zainteresowania odpowiedział: „buddyzm, fizyka kwantowa, nauka francuskiego i muzyka”.
Anglicy czekają na Puchar Świat w 2011 roku, gdzie chcą powtórzyć sukces z Australii. Oczywiście z Wilkinsonem w składzie, bo wyliczyli, że z nim kadra wygrywała 78 proc. spotkań, bez niego skuteczność spadała do 41 proc.
Czy po tych wszystkich kontuzjach będziesz jeszcze kiedyś taki jak w 2003 roku? – zapytał go reporter Total Rugby. Wilkinson się zasępił, ale po kilku sekundach odpowiedział: – Nie, będę lepszy.
Źródło: Gazeta Wyborcza