Krakowski klub jest w coraz większych tarapatach finansowych, ale związek odrzucił jego prośbę, by najbliższy mecz w Poznaniu decydował o punktach w lidze i o awansie w Pucharze Polski.
– Jestem rozgoryczony, choć rzeczywiście postąpiono zgodnie z literą prawa – przyznaje Leszek Samel, prezes Juvenii.
Od tego roku decyzją Polskiego Związku Rugby rozgrywki Pucharu Polski, traktowane do tej pory przez kluby po macoszemu, miały zyskać nową jakość. – Do PP nadal podchodzimy na „odwal się”, bo jego zdobycie w środowisku rugby nic nie znaczy – przyznaje rugbista ekstraligowego klubu.
Werdykt trzyosobowej Komisji Gier i Dyscypliny związku w sprawie wspólnego wniosku Juvenii i Posnanii oznacza, że zaplanowany na przyszłą środę pojedynek ligowy nie będzie jednocześnie pierwszym spotkaniem w PP. Prezes Samel przed posiedzeniem borykał się z moralnym dylematem. Obawiał się precedensu, a mimo to ma spory żal do członków komisji.
– Liczyłem, że spojrzą na sprawę również z czysto ludzkiego punktu widzenia, ale działacze twardo trzymali się regulaminu i w krótkim odstępie czasu czekają nas dwa wyjazdy do Poznania, a klubowa kasa świeci pustkami – zaznacza Samel.
Grzegorz Borkowski, sekretarz generalny PZR, który zasiadł w decyzyjnym trio, jeszcze we wtorek przekonywał, że targają nim wątpliwości, ale wczoraj górę wzięła obawa przed tzw. efektem kuli śniegowej. – Nagle okazałoby się, że pozostałe kluby też będą chciały skorzystać z tej furtki. Argumentem Juvenii i Posnanii były duże problemy finansowe, ale komisja nie jest władna, by zmieniać regulamin ligi, który ustanowił zarząd – przekonuje Borkowski.
Prezes Samel: – Wszystko zmierza do tego, że zabraknie miejsca dla klubów z kłopotami finansowymi. Rozwojowi dyscypliny i podniesieniu poziomu mówię: „tak”, ale związek oprócz egzekwowania przepisów powinien także pomagać najbiedniejszym zespołom.
Andrzej Kozak, trener Juvenii, zna rugby od podszewki, ale nie kojarzy drugiego klubu w ekstralidze, który dałoby się porównać do Juvenii. – Tylko moi zawodnicy muszą jeździć na mecze za swoje pieniądze! – podkreśla szkoleniowiec.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków