Największy skandal australijskiego sportu – grzmią wszystkie anglosaskie media świata. Melbourne Storm – najlepsza klubowa drużyna globu w rugby 13-osobowym (tzw. rugby league), sporcie numer dwa w Australii i numer pięć w Wielkiej Brytanii – dopuściła się oszustwa.
W rozgrywkach National Rugby League co najmniej od pięciu lat prowadziła podwójną księgowość i płaciła zawodnikom „pod stołem”. Dzięki temu Storm omijali przepis o salary cap (limit wynagrodzeń) i mogli sobie pozwolić na zatrudnienie największych gwiazd australijskiego rugby. W ciągu pięciu lat przekroczyli limit o 1,7 mln australijskich dolarów (1,5 mln amerykańskich). Za karę pozbawiono ich mistrzowskich tytułów, które zdobyli w latach 2007 i 2009. Odebrano im też wszystkie punkty, które do tej pory zdobyli w tym sezonie i jeszcze zdobędą. Do tego muszą zapłacić grzywnę 500 tys. dolarów i zwrócić 1,1 mln nagród. Te pieniądze zostaną podzielona między inne drużyny ligi. Storm nie zostali zdegradowani tylko dlatego, że niższej ligi nie ma. NRL działa na takich samych zasadach jak amerykańskie NBA czy NFL – jest zamknięta, nie można do niej awansować ani z niej spaść. Można co najwyżej zbankrutować lub kupić sobie w niej miejsce, jeśli inne zespoły zgodzą się na rozszerzenie. Odebrane tytuły nie zostaną przyznane nikomu. Puste miejsca w kronikach i Wikipedii będą świadczyć na zawsze o hańbie Storm. Dalsze istnienie klubu stanęło pod znakiem zapytania, bo umowy wypowiedziało dwóch kluczowych sponsorów, a zawiedzeni kibice w geście dezaprobaty zaczęli przynosić do siedziby zespołu zakupione wcześniej koszulki i inne pamiątki z emblematami Storm.
Jak wielka to afera w Australii, świadczy choćby to, że głos zabrał nawet premier Kevin Rudd, który pochwalił surowe potraktowanie mistrza kraju. – Wiem, że niektórzy kibice Melburne Storm mogą myśleć, że kara jest okrutna, ale musimy bronić reguł naszego sportu, a to wydaje się najgorszym z możliwych ich przekroczeń – powiedział premier.
Na aferze można było nieźle zarobić u… bukmacherów. Jacyś cwani lub dobrze poinformowani gracze tydzień przed ogłoszeniem kar dla Storm obstawili, że zespół z Melbourne zdobędzie „Drewnianą łyżkę”, czyli w terminologii anglosaskiej zajmie ostatnie miejsce w lidze. Kurs był wtedy 250:1, bo Storm wciąż byli aktualnym mistrzem kraju. Za 40 postawionych dolarów można było wygrać 10 tys. W ciągu jednego dnia kurs spadł do 1,01:1 – to był największy „zjazd” w historii zakładów sportowych w Australii, a kto wie, czy nie na świecie. Niektórzy bukmacherzy w ogóle wycofali zakład na „Drewnianą łyżkę” dla Storm.
Gracze mogli mieć nosa, bo to nie pierwsza tego typu afera w NRL. W 2002 r. lider rozgrywek Canterbury Bulldogs został przyłapany na przekroczeniu salary cap i pozbawiony wszystkich punktów w rozgrywkach. W wyniku policyjnego śledztwa dwóch działaczy klubu zostało oskarżonych o oszustwo i skazanych na kary więzienia.
Źródło: Gazeta Wyborcza