Puchar Narodów Europy w rugby, jest odpowiednikiem mistrzostw Europy w piłce nożnej. Promocji dyscypliny w Krakowie ma służyć mecz Polski z Holandią (16 kwietnia, godz. 15:00) w ramach dywizji 1B Pucharu Narodów Europy.
Po obiekcie warszawskiej Polonii, na którym, dwukrotnie w ostatnim czasie, kadra narodowa Tomasza Putry rozgrywała mecze, prawo organizacji pojedynku o punkty otrzymała stolica Małopolski. Wszyscy zdają sobie sprawę, że stają przed wielkim wyzwaniem, bo Puchar Narodów Europy w rugby, jest odpowiednikiem mistrzostw Europy w piłce nożnej. Pomysłodawcą zorganizowania pojedynku pod Wawelem był Leszek Samel, prezes Juvenii. Pomysłem zaraził Arkadiusza Mączkę, właściciela agencji „Sport Promotion” z Siedlec, która odpowiada za przygotowanie widowiska. – Początkowo miałem obiekcje, czy Kraków jest dobrym miejscem dla takiego spotkania, ale prędko wyzbyłem się wątpliwości – zapewnia Mączka.
Organizacja meczu nie jest jeszcze dopięta na ostatni guzik, ale właściciel agencji nie podnosi alarmu. Jego zdaniem, kwietniowa potyczka nie jest zagrożona, bo uzyskano już zgodę miasta oraz inne pozwolenia, by areną starcia mężczyzn słusznej budowy, był stadion piłkarski Hutnika. Początkowo w grę wchodził stadion Cracovii przy ulicy Kałuży, ale temat prędko upadł, a następnie pojawiły się obiekty Wawelu i… Juvenii. Ten ostatni podobno jest na liście rezerwowej, ale słaba infrastruktura powoduje, że delegat musiałby przymknąć oko na bardzo wiele niedociągnięć. Mączka takim obrotem spraw nie zmartwił się i wskazuje na korzyści lokalizacji w Nowej Hucie. – Oczekujemy widowni rzędu 5-6 tysięcy, więc stadion Hutnika będzie szczelnie wypełniony, a obiekt Cracovii świeciłby pustkami. Kolejnym plusem jest działający w dzielnicy klub rugby, więc przyda się promocja, żeby zachęcić dzieci do uprawiania tej dyscypliny – twierdzi właściciel „Sport Promotion”, a wcześniej trener kadry juniorów.
Nie jest problemem zaadaptowanie boiska piłkarskiego na potrzeby meczu rugby. – Niezbędne są tylko dodatkowe linie oraz słupy w miejsce bramek. Do tego trochę pola poza bramkami, ale przepisy z jego obszarem są elastyczne, więc wszystko mieści się w normach – zapewnia Mączka.
Widowisko z jajowatą piłką – w wydaniu reprezentacyjnym – odbędzie się w Krakowie po raz piąty. Ostatni raz najlepsi polscy rugbiści zawitali pod Wawel w 2006 roku i meczem o punkty z Andorą w ramach ówczesnego Pucharu Narodów Europy, uczcili obchody 100-lecia istnienia Rzemieślniczego Klubu Sportowego Juvenia. Niewielu kibiców da wiarę, że ciągle niszowa dyscyplina w naszym kraju, dała znać o sobie już w latach 50. ubiegłego wieku. – Osobiście tego nie pamiętam, ale mówi się, że do meczu doszło w Nowej Hucie, gdzie nasza reprezentacja podejmowała Niemcy Zachodnie. Jeśli to prawda, ten pojedynek należy uznać za początek rugby, w rywalizacji międzynarodowej, w Krakowie – uważa Samel.
Kolejną, patrząc chronologicznie, rolę gospodarza miasto pełniło około dwudziestu lat później, bo pod koniec lat. 70 reprezentacja wybiegła na stary obiekt Cracovii w ramach Pucharu FIRA. Kolejny mecz o to samo trofeum odbył się pod koniec lat. 80., tym razem na stadionie Wandy, a rywalem byli Tunezyjczycy. – Za pierwszym razem graliśmy z Francją. Był to okres, gdy Polska naprawdę liczyła się w Europie. Nasza reprezentacja musiała uznać wyższość Francji, ale długimi momentami prowadziliśmy w pamiętnym spotkaniu. Dość powiedzieć, że w tamtych latach mierzyliśmy się z potęgami, m.in. Włochami i Rosjanami – podkreśla Samel, były reprezentant kraju. Mimo to nie trafił do encyklopedii polskiego rugby Macieja Powały-Niedźwieckiego, który w latach 1994-95 pełnił funkcję selekcjonera. – Nie zagrałem żadnego oficjalnego meczu, dlatego nie zaistniałem w jego encyklopedii – żartuje działacz.
Do śmiechu nie powinno być za to współczesnemu pokoleniu rugbistów, działaczy i trenerów, bo dyscyplina rozwija się w żółwim tempie. Powiew zachodu w 2006 roku przywiózł do Polski trener Putra, który przez kilkanaście lat grał we francuskich klubach, gdzie liga uchodzi za najlepszą w Europie. 10-krotny reprezentant kraju szybko przekonał się, że „z pustego i Salomon nie naleje”, po czym przystąpił do opierania kadry na francuskich rugbistach, posiadających polskie korzenie. – To jest jedyna droga, bo nasz poziom wyszkolenia jest niski – przekonuje Grzegorz Falk, były reprezentant kraju i zawodnik Juvenii. – Wystarczy popatrzeć na wyniki. Gdy reprezentacja oparta była tylko na zawodnikach krajowych, to nawet w meczach przeciwko francuskim policjantom, żołnierzom lub zespołem uniwersyteckim, przegrywaliśmy dosyć wysoko. Naturalizowani zawodnicy to sympatyczni i mili faceci, ale przede wszystkim podnoszą poziom gry i pozwalają nam zwyciężać. Dzięki temu zrobiliśmy duży postęp, o czym świadczy niedawne zwycięstwo nad Niemcami, z którymi byliśmy skazywani na porażkę.
Obecnie kadra Tomasza Putry przebywa na trzecim tegorocznym zgrupowaniu, tym razem we Francji, gdzie dużą rolę do odegrania ma Konrad Jarosz, najlepszy zawodnik Juvenii. Mocno zżyty z krakowskim klubem rugbista zapowiada, że tegoroczny sezon potraktuje bardzo poważnie, szczególnie na arenie międzynarodowej. Jarosz zapewnia, że bycie jedynym reprezentantem z obecnej kadry „Smoków”, nie pęta mu nóg, ale wyzwala dodatkowe pokłady zaangażowania. Wierzy, że samozaparcia wystarczyło mu jeszcze przynajmniej na półtora roku, bo tyle potrwa rywalizacja Polski w obecnej edycji dywizji 1B Pucharu Narodów Europy (na razie biało-czerwoni z pięcioma punktami zajmują piąte miejsce w liczącej sześć zespołów dywizji. Tabelę zamykają… Holendrzy z zerowym dorobkiem).
(…)
Źródło: Dziennik Polski