W pełnym dramaturgii barażu o utrzymanie krakowianie lepsi od Ogniwa Sopot.
Krakowianie udźwignęli ogromny ciężar gatunkowy spotkania i po ostatnim gwizdku sędziego wpadli sobie w objęcia. Radość celebrowali długo, dziękując przede wszystkim trenerowi i kibicom. Rugbiści szczęśliwie zakończyli sezon, który od początku nie układał się po ich myśli. Ciche postanowienie miał trener Janusz Wilk i gdyby misja obronienia miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej nie powiodła się, miał odejść z klubu. – Głośno tego nie mówiłem, bo wprowadziłbym w poczynania chłopaków niepotrzebną nerwówkę – przyznał szkoleniowiec i na gorąco ocenił, dlaczego walka o utrzymanie trwała tak długo. – Chłopaki poświęcali na treningi mało czasu, ale z tego amatorskiego sportu nie utrzymują się. Jeśli nie pozyskamy pieniędzy, w kolejnym sezonie będzie będzie ciężko walczyć o coś więcej – przekonuje trener „Smoków”.
W sobotnie południe cały zespół Juvenii przemierzył drogę z piekła do nieba, a metaforę idealnie obrazuje postawa Pawła Wojciechowskiego, kapitana zespołu. Najpierw najskuteczniejszy rugbista Juvenii walczył, by kontuzja torebki stawowej nie wyeliminowała go z arcyważnego boju. – Jestem gotowy na sto procent – przekonywał. W mecz wszedł jednak źle, bo popełnił błąd, po którym Ogniwo wyszło na prowadzenie. – Próbowałem kopać, ale rywal mnie „nakrył” i położył punkty – opisywał rugbista, który na osiem minut przed końcem spotkania celnym kopem z rzutu karnego ustalił wynik. Jajowatą piłkę na podstawce ustawił mu… Jarosław Tomczik, była gwiazda Juvenii. – Chłopy wykonali zadanie, ale goście podejmowali dziwne decyzje – ocenił czeski rugbista RC Havirov, który zapisał na swoim koncie „asystę”. Tomczik miał na myśli wydarzenia z ostatnich minut, gdy przyjezdni mieli okazje, by z rzutu karnego doprowadzić do remisu, ale wybrali wariant rozgrywania akcji. Gospodarze byli zdziwieni taktyką sopocian, a w pierś uderzył się trener Jarosław Hodura, który zrezygnował z funkcji opiekuna pierwszego zespołu. – Może troszkę źle oceniłem sytuacje i biorę za to odpowiedzialność. Sądziłem, że piłka jest bardziej z boku oraz bałem się, że gdy nie trafimy, sędzia zakończy mecz – twierdził szkoleniowiec 9-krotnych mistrzów Polski, którzy najwyższy szczebel rozgrywek opuszczają po raz pierwszy od 1984 roku!
Krakowianie losy meczu powinni rozstrzygnąć jednak dużo szybciej, bo już w pierwszej połowie po fantastycznym zwodzie i obiegnięciu w wykonaniu Konrada Jarosza, jedynego reprezentanta kraju w kadrze „Smoków”, wyszli na prowadzenie 17-7. – Zaczęliśmy bardzo ładnie, ale nagle jakby uszło z nas powietrze i pod koniec spotkania zrobił się remis. Kop Pawła, a później wielka „obrona Częstochowy” zapewniły nam zwycięstwo. Mocna szarża i wspólna defensywa okazały się na wagę złota – triumfował Mateusz Ingarden, autor pierwszego przyłożenia dla Juvenii. Radość z sukcesu mąci jednak kondycja finansowa klubu i sposób jego zarządzania. Rugbiści nieoficjalnie przyznają, że na wspólnym spotkaniu ustalą, czy będą w stanie udźwignąć koszt dalszej gry w ekstralidze.
Artur Gac
Juvenia Kraków – Ogniwo Sopot 25-22 (17-12)
Punkty: Wojciechowski 8, Ingarden 5, Jarosz 5, Nawrot 5, Sokołowski Maciej 2 – Rogowski 7, Tubielewicz 5, Przychocki 5, Zeszutek 5. Juvenia: Kiraga (M. Bielawski), Głowacki, Gajda (Nawrot), Świadek (Stawiarski), Krzypkowski, Szczepański (Nowak), Siemaszko, Ingarden, Jarosz, Wojciechowski, Marcin Sokołowski, J. Bielawski, Gnych, Zawojski (Marcinek), Maciej Sokołowski.
Źródło: Dziennik Polski