Stadion Śląski jest doskonałą pożywką dla polityków. Przez ostatnie dwa lata można było zdobyć punkt u wyborców, zachwalając stadion i ogłaszając, że Euro 2012 nam się należy. Teraz, gdy wiadomo, że nie ma na to szans, dobrze włączyć się w dyskusję, co ze stadionem począć.
Nad jego losem pochylili się wczoraj zatroskani radni aż trzech komisji sejmiku. Dobrze, że sprawą Euro 2012 zajęli się dopiero teraz, bo część z nich pokazała, że ich wiedza w tej sprawie jest mizerna, by nie powiedzieć kompromitująca. Radny Włodzimierz Skalik nie potrafił wymienić bezbłędnie imion i nazwisk zaproszonych gości, którzy zajmowali się przygotowaniami Śląskiego do mistrzostw. Wacław Kania chciał z kolei, żeby dyrektor stadionu opowiedział, ile do tej pory wydano na remonty, choć remontami zajmuje się ktoś zupełnie inny.
Radnych najbardziej jednak interesowała przyszłość stadionu. Niektórzy słusznie oczekiwali, że na ich pytania odpowie marszałek województwa Bogusław Śmigielski, ale przeżyli rozczarowanie. Marszałek na spotkanie z radnymi wysłał członka zarządu Mariusza Kleszczewskiego, który pocieszał radnych, że na stadionie będzie można w przyszłości organizować rozmaite imprezy i że Euro 2012 to byłby tylko jeden czy dwa mecze.
Im dłużej urzędnicy mówili o tym, co się jeszcze na stadionie wydarzy, tym większe są wątpliwości, czy ktoś w to naprawdę uwierzył.
Dowiedzieliśmy się np., że stadion po kosztownej przebudowie będzie się świetnie nadawał na mecze rugby! Tylko czekać, aż tysiące kibiców tego sportu staną pod bramami Śląskiego, a dziesiątki drużyn będą biły się o prawo rozgrywek na historycznej murawie, której nie zniszczy nawet pokaz samochodów terenowych.
Ludziom marszałka marzą się też w tym miejscu zawody lekkoatletyczne, choć nikt jeszcze nie zadeklarował, że chciałby tu urządzić jakikolwiek mityng. Nie ma też gwarancji, że po 2012 roku na Śląskim będzie grać polska reprezentacja piłkarska. Wierzący w to Marek Szczerbowski, dyrektor stadionu, powoływał się na Leo Beenhakkera, któremu Śląski podobno przypadł do gustu. Dodał nawet, że będzie tu można organizować pokazy jazdy na rowerach BMX czy motocyklach. Stadion będzie też można wynajmować na imprezy firmowe czy śluby!
Takie pomysły to próba zaklinania twierdzenia, że wydanie 300 mln zł na remont stadionu to najlepsza inwestycja z możliwych. Urzędnikom musi więc towarzyszyć wiara, że tak wspaniały stadion jak Śląski nigdy nie będzie stał pusty i zawsze będzie się tu coś działo. Nie mają innego wyjścia.
Po fiasku starań o organizację meczów mistrzostw Europy wiemy, że wiara urzędników w magię Śląskiego nie wystarczy. Dziś trzeba dokładnie zaplanować przyszłość obiektu, poszukać sponsorów i imprez, które zapełnią stadion ludźmi. Jeśli urzędnicy sami tego nie potrafią zrobić, niech wynajmą specjalistyczną firmę i sprawdzą, jak to się robi za granicą. Inaczej wydamy 360 mln zł w pięknie zadaszony pomnik.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice